niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział VIII


"Przez życie, jak przez błoto, idzie się z trudem." - Victor Marie Hugo

*
Akurat spałam, kiedy ktoś zapukał do moich drzwi. Otworzyłam je z uśmiechem, myśląc że po drugiej stronie czeka z niecierpliwością Elisabeth. Tak jak zawsze ubrana w ogrodniczki i okrągły słomiany kapelusz. Jednak to nie ona tam stała. Kobieta, którą ujrzałam, wydawała się znajoma, tak jakbym ją już kiedyś widziała. Wysoka, chuda z ciemnymi lokami tworzącymi dziwną aureolę. Nie znałam jej, przynajmniej wtedy.
- O co chodzi? - spytałam grzecznie. Może to była któraś z pacjentek rodziców?
- Witaj, Hermiono - wysyczała, patrząc na mnie szalonymi oczami, w których widniała jedna, wielka pustka.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się życzliwie.
- Nie poznajesz mnie? - zachichotała szyderczo. Dopiero ten dźwięk sprawił, że spojrzałam na nią obiektywnie. Nie była normalna, zachowywała się jak wariatka.
- Przepraszam, ale ja pani nie znam - wyszeptałam, cofając się o krok.
- Boisz się! - zawyła z uciechy.
- Ja muszę już iść - dodałam, próbując zamknąć drzwi.
- Nigdzie nie pojdziesz dopóki nie powiem ci tego, co chcę - warknęła.
- No to słucham - odpowiedziałam hardo.
- Będziesz następna. Już niedługo - rzuciła groźnie, a na potwierdzenie swoich słów przyłożyła do mojego przedramienia długi, błyszczący patyk...


Obudziłam się zlana potem. Ręka piekła mnie niemiłosiernie, a głowę rozrywał tępy ból. Podniosłam się powoli do pozycji siedzącej i zdezorientowana rozejrzałam po pomieszczeniu. Znajdowałam się w niewielkim, jasnym pokoju z dziwną aparaturą, podłączoną do mojego ciała. Ciekawiło mnie, co tutaj robię. Spróbowałam wstać, bolało. Oparłam się lewą dłonią o łóżko i wtedy to zobaczyłam. Całe przedramię miałam umazane krwią, wypływającą z rany. Złapałam kawałek papieru i otarłam lekko spływające krople.
Przeraźliwy krzyk wyrwał się z mojej piersi. Strach ścisnął mi serce, a nogi zwiotczały, jakby nie mogły juz utrzymać mojego ciężaru. Bałam się, jak jeszcze nigdy w życiu. Bałam się tego, co zobaczyłam.
Kiedy w końcu do pokoju ktoś wszedł, płacząc zwijałam się z bezsilności na podłodze, skąpana we własnej krwi.
-  Merlinie! - zawołała kobieta w drzwiach, zszokowana tym, co zastała. - Co zrobiłaś? - spytała oskarżycielskim tonem.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, ale gdy podeszła bliżej, niechętnie wyciągnęłam rękę, ukazując jej napis w całej okazałości.
- Dziewczyno! Czyś ty oszalała? Po co to sobie zrobiłaś?
- To nie ja - wyjęczałam.
- To kto ci to zrobił? - zdziwiła się. - Nikogo tu nie było. Jest środek nocy.
- Ona. Powiedziała, że będę następna. Ona mnie zabije - wyszlochałam.
- Spokojnie, już jestem obok - uśmiechnęła się pocieszająco.
Płacz powoli cichł, gdy siedziała obok mnie. Bliskość drugiej osoby dawała mi siłę i odwagę. Kiedy uspokoiłam się już do reszty, w głowie kłebiły mi się dziesiątki pytań.
- Co ja tutaj robię? - zadałam pierwsze i najważniejsze.
- Przewróciłaś się i uderzyłaś w głowę. Twój stan był na tyle poważny, że nie obyło się bez operacji. Od tego czasu byłaś nieprzytomna.
- Od kiedy? - zaciekawiłam się.
- Od drugiego sierpnia - odpowiedziała z przekąsem.
- To który jest dzisiaj? - przeraziłam się.
- Dwudziesty ósmy. Pamiętasz coś z tamtej nocy? - spytała.
- Urodziny Harry'ego - przypomniałam sobie po chwili.
- Coś więcej?
- Niestety nic - zaprzeczyłam. - Ostatnie co pamiętam to jak śpiewamy mu "Sto lat" - posmutniałam.
- To bardzo dobrze - ucieszyła się Uzdrowicielka. - Zaniki pamięci po takich zabiegach są nieuniknione, czasem amnezja obejmuje nawet do roku czasu.
Westchnęłam ciężko i spróbowałam wstać. Ponownie poczułam jak coś rozrywa moją czaszkę. Jęknęłam cicho z bólu, nie poddając się jednak. Z uporem maniaka podniosłam się i usiadłam na łóżku.
- Dochodzi trzecia w nocy - przerwała ciszę kobieta. - Spróbuj usnąć, a jakbyś znów miała koszmary, to podam ci eliksir nasenny.
- Dobrze - przytaknęłam ochoczo. Mimo zdenerwowania, wywołanego tamtym snem i jego konsekwencjami, czułam się zmęczona, a wręcz wykończona. - A co z tym napisem? - zrezygnowana dodałam po chwili. Nie chciałam nawet o nim myśleć, a co dopiero patrzeć.
- Rano ktoś go obejrzy, skoro już nie krwawi - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Ale myśli pani, że da sie go usunąć?
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała szczerze.
Posmutniałam lekko. Właśnie takiej odpowiedzi się obawiałam. Spojrzałam jednak na niego z niechęcią przemieszaną z obrzydzeniem. "Będziesz następna". Słowa, których nie zapomnę przez długi czas. Ponownie zamknęłam oczy i ułożyłam się wygodnie. Usnęłam prawie od razu, pomimo lawiny myśli i obaw.
Obudziło mnie słońce, padające na moją twarz. Otworzyłam powoli oczy i tak jak w nocy, rozejrzałam się po sali. Nic się nie zmieniało, oprócz drzwi, które teraz stały szeroko otwarte. Z korytarza dochodziły mnie zagniewane szepty, prawie że niesłyszalne. Wstałam cicho i podeszłam bliżej.
- Nie mamy pewności, że sama tego sobie nie zrobiła - usłyszałam spokojny głos mężczyzny.
- Jak pan śmie! - oburzyła się jego rozmówczyni. Po głosie rozpoznałam Molly Weasley. - Hermiona nigdy by tak nie postąpiła. Jest mądra i rozważna.
- Poza tym jak by to zrobiła? Czym? - poparł żonę Artur.
- Napis został wykonany z pomocą różdżki, to nie podlega wątliwościom, lecz niepokoi mnie fakt, że stało to się tej samej nocy, co przebudzenie. Dziwny zbieg okoliczności.
- Może i dziwny, ale i tak to nie Hermiona! -  zdenerowował się pan Weasley.
Westchnęłam ciężko i wyszłam zza rogu.
- Chcę wracać do Nory - powiedziałam zdecydowana.
- Hermiono! Jak się czujesz? - zawołała uszczęśliwiona pani Weasley.
- Dobrze.
- Jakieś bóle głowy, mdłości? - wtrącił się Uzdrowiciel.
- Nie.
Przyjrzałam się z ciekawością mężczyźnie stojącym przede mną. Wysoki, chudy brunet o włosach przyprószonych siwizną. Wydawał się oschły, co tylko podkreślał srogi wyraz twarz. Jednak kiedy spojrzałam na jego oczy, zdziwiłam się. Były przyjazne, zmartwione.
- Jestem doktor Williams - przedstawił się po chwili zawahania.
- To jeden z najlepszych, mugolskich neurochirurgów, a zarazem wspaniały uzdrowiciel w Świętym Mungu - dodała z uśmiechem rudowłosa kobieta.
- Miło mi pana poznać.
- Mnie także. A co do twojego powrotu, to sądzę, że nie będzie żadnych problemów - uśmiechnął się życzliwie. - Za dwa dni wrócisz do domu, jeśli wszystkie badania będą poprawne.
Ucieszyłam się juz na samą myśl. Tęskniłam za przyjaciółmi. Ciekawiło mnie również co się wydarzyło tamtej nocy. Nagle, jakby czytając w moich myślach, zza rogu wyszła zmartwiona Ginny z Harry'm i Ronem po bokach.
- Hermiona! - krzyknęła uradowana, jednocześnie rzucając mi się na szyję. - Tak bardzo się martwiłam - wyszeptała.
- Jak się czujesz? - spytał Harry.
- Właśnie, jak się czujesz? - powtórzyła Ginny.
- Dobrze, w końcu niedługo wychodzę - uśmiechnęłam się szeroko.
- To wspaniale! - ucieszyła się Ginny.
- Smutno było bez ciebie. Nie miał kto nas strofować - wtrącił Ronald.
- Chociaż przez ten cały czas leżałam nieprzytomna, to też za wami tęskniłam - rzuciłam z przekąsem, mocno przytulając przyjaciół.
Sielankę przerwał nam jednak rozgniewany głos Molly Weasley:
- Co wy tu robicie? Hermiona ma odpoczywać, leżeć! - wzburzyła się kobieta. - Raz-dwa, sio mi stąd - dodała, popędzając trójkę energicznymi machnięciami.
Zachichotałam pod nosem, nie odzywając się. Chociaż czasem pani Weasley bywała nadopiekuńcza, to jednak dla swojej rodziny zrobiłaby wszystko. A ja miałam to szczęście, że wliczałam się do jej rodziny.

*
ogólnie to nie podoba mi się. jest straaaszny..ale tak długo nie mogłam nic naklikać, że zdecydowałam się już opublikować. przepraszam za tak długą nieobecność, postaram się to naprawić :)