piątek, 1 marca 2013

Rozdział V


Kochani, dziękuję Wam za ponad 1000 wejść <3
nawet sobie nie wyobrażacie, ile to dla mnie znaczy ;p
dziękuję Wam, że ze mną jesteście <3





"Miłość jest jak spacer podczas drobniutkiego deszczu. Idziesz, i dopiero po chwili orientujesz się, że przemokłeś... do głębi serca." - Antoine de Saint-Exupéry

*
Kiedy w końcu nadszedł trzydziesty pierwszy lipca, wszystko było dopięte na ostatni guzik. O piętnastej Syriusz miał aportować się do Nory wraz z Harry'm, a my mieliśmy wyskoczyć z ukrycia śpiewając "Sto lat". Dochodziło już południe, kiedy skończyłyśmy wypiekać ostatnie ciastka, a tort stał bezpiecznie w lodówce. Nadszedł czas na wyszykowanie się. Z uśmiechem wbiegłam do pokoju, który dzieliłam z Ginny. Rudowłosa właśnie wychodziła z łazienki, owinięta w kremowy ręcznik.
- Skończyłaś? - spytałam ją, biorąc z szafy szlafrok.
- Tak, tylko jeszcze wezmę krem - odpowiedziała.
Po chwili znalazłam się w łazience. Nalałam do wanny gorącej wody, dodałam trochę piany i zanurzyłam się, aż po samą szyję. Wrzątek przyjemnie koił moje skołatane nerwy i rozluźniał napięte mięśnie. Ostatnie dni dały mi w kość, ciągłe pilnowanie, aby wszystko się udało, robienie zakupów i przygotowywanie domu, nie należały do najłatwiejszych zajęć. Jednak teraz w końcu mogłam się skupić na sobie. Pomyśleć. Ostatnimi dniami coraz więcej czasu spędzałam w towarzystwie bliźniaków. Wielokrotnie towarzyszyli mi w wycieczkach do miasta czy przy sprzątaniu Nory. Powoli coraz bardziej się z nimi zżywałam. Ich żarty, wesołe usposobienie i niezwykła pomysłowość, chociaż nie raz doprowadzały mnie do białej gorączki, były wspaniałymi odskoczniami od nużącej codzienności. Nie wyobrażałam sobie już bez nich życia. Byli dla mnie jak bracia, których nigdy nie miałam. Wspierali mnie, a zwłaszcza Fred. Zawsze był obok, kiedy go potrzebowałam. Nie przejmował się, że niszczę mu koszulkę, wypłakując na nią łzy czy śmieję się, aż do bólu brzucha. Zawsze był obok.
Sama w sumie nie wiedziałam co myśleć. Chociaż bardzo chłopaka potrzebowałam, to jednak nie chciałam rozbijać rodziny. Ron, gdy tylko widział mnie w towarzystwie bliźniaków, wpadał w straszną złość. Często rzucał jakąś złośliwą uwagę, a bracia odwdzięczali mu się pięknym za nadobne. Zwykle kończyło się bójką i awanturą. Miałam nadzieję, że chociaż dzisiaj nic nie narozrabiają.
Kiedy wreszcie wyszłam z łazienki, na zegarze widniała godzina trzynasta z kwadransem. Z uśmiechem ubrałam szlafrok i opuściłam zaparowane pomieszczenie. W sypialni nie zastałam nikogo, widocznie Ginny zeszła jeszcze pomóc mamie. Wyjęłam z szafy szczelnie zapakowane w pokrowiec ubranie. Kupiłam je już dawno, jeszcze z mamą podczas ubiegłych świąt Wielkiej Nocy. Nigdy nie założyłam jednak tej sukienki. Sama w sumie nie wiem dlaczego. Tak jak inne rzeczy, z którymi wiązało się zbyt wiele wspomnień, została schowana do kufra i zamknięta na prawie trzy miesiące. Teraz jednak postanowiłam ją założyć. Zarazem elegancka i uwodzicielska, ale jednocześnie skromna. W sam raz.
Położyłam strój na łóżku i usiadłam przed toaletką. Delikatnie pomalowałam rzęsy, nałożyłam odrobinę cienia do powiek, a usta pociągnęłam błyszczykiem. Wyszło jak zamierzałam. Subtelnie.
Długie, wysuszone już włosy, podpięłam kilkoma wsuwkami, tak że uwydatniały kości policzkowe. Z westchnieniem spojrzałam na sukienkę. Przypomniało mi się jak mama była nią zachwycona. Kiedy założyłam ją, poczułam się dziwnie. Leżała idealnie. Opinała moje smukłe ciało w  odpowiednich miejscach, w pozostałych pozostając zwiewną, ale mimo wszystko jakoś nie pasowała. Nawet kiedy założyłam ulubione buty na obcasach, wciąż coś mi nie grało.
Kątem oka spojrzałam na zegar. Goście mieli się zaraz zjawić. Wzięłam głęboki wdech i opuściłam pokój. W salonie zauważyłam już Tonks z Remusem, którzy wesoło gawędzili z Moody'm. Profesor cały czas jednak rozglądał się dookoła podejrzliwym wzrokiem. Niedaleko siedziała Ginny plotkując zawzięcie z bliźniaczkami Patil i Luną. Kawałek dalej stał Ronald osaczony przez Lavender Brown. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok jego miny. Nigdzie nie widziałam natomiast Freda i George'a. Martwiłam się co znów zmalują, kiedy nagle czyjeś dłonie przysłoniły mi oczy.
- Zgadnij kto to?
- George - oburzyłam się.
- Skąd wiedziałaś? - zdziwił się, zabierając ręce.
- Intonacja głosu - wyjaśniłam.
- A to taka mądra jesteś? - mruknął podejrzliwie.
- A nie widać? - odpyskowałam.
- I jaka ostra! - wtrącił się Fred, aportując się u boku brata.
- Jak papryczka chilli - zachichotał George.
Przewróciłam oczami i podeszłam do pani Weasley.
- Pomóc coś? - spytałam uprzejmie.
- Kochanieńka, nie ma potrzeby, wszystko jest już przygotowane.
- Wiem, tyle że nie znoszę siedzieć bezczynnie. Chciałabym, żeby Harry już tu był.
- Nie martw się, niedługo się zjawi - pocieszyła mnie. - W każdym razie... - zaczęła, ale przerwał jej głośny huk. - Fred?! George?! - zdenerwowała się.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Ach, ci bliźniacy. Zawsze coś przeskrobią. Spojrzałam na nich z lekkim rozczuleniem, kiedy roześmiani tłumaczyli się matce.
- Wiesz, że obserwujesz moich braci z miną pełną uwielbienia? - zachichotała mi do ucha Ginny.
- Masz, wielkie szczęście, że masz tak dużą rodzinę - westchnęłam. Zawsze pragnęłam mieć rodzeństwo.
- Żartujesz sobie chyba. To najgorsza banda obrażalskich i dowcipnisiów, jaką w życiu spotkałam.
- Jak to? - spytałam, nie rozumiejąc słów przyjaciółki.
- Charlie zawsze dokuczał Billowi i Percy'emu. Jak był młodszy to zachowywał się strasznie, ale w Hogwarcie trochę wydoroślał. Bill był pierwszym pupilkiem mamy, zawsze taki przykładny, mądry, podobnie jak Percy w późniejszym czasie. Zawsze obrażali się, jak ktoś się z nich nabijał, a że Fred i George żartowali sobie z każdego, tak jak robią to do dziś, to nie było łatwo - zakończyła kwaśno.
Roześmiałam się serdecznie. Wyobraziłam sobie kilkuletnich bliźniaków męczących żartami starszych braci, tak jak robią to teraz z Ronem.
- Z nas się śmiejesz? - mruknął mi do ucha jeden z rudzielców.
- To nie ładnie, wiesz? - dodał drugi.
- Zasłużyliście - odpowiedziałam, spoglądając karcąco na uśmiechniętych braci.
- Jesteś dla nas niedobra.
- Jestem sprawiedliwa - obruszyłam się.
- Ale i tak niedobra - westchnęli ciężko.
Już miałam im odpowiedzieć, kiedy przerwał mi podekscytowany pisk Ginny:
- Uwaga! Już idą!
Wszyscy jak na zawołanie schowali się za różnymi przedmiotami, tak że gdy Syriusz wprowadził niepewnego chrześniaka, pokój wydawał się pusty.
- Wszystkiego najlepszego, Harry! - zawołaliśmy wspólnie, wyskakując z ukryć.
Wyraz twarzy chłopaka zmienił się diametralnie. Przeważała radość i niedowierzanie. Jego reakcja była bezcenna.
- Sto lat - krzyknęłam, mocno przytulając przyjaciela.
- Dziękuję, Hermiono - wyszeptał. - Kto to wymyślił? - spytał, gdy wszyscy złożyli mu już życzenia.
- Ginny - odpowiedziałam szybko, zanim ktokolwiek się odezwał.
- Dziękuję, to najwspanialszy prezent, jaki mogłem sobie wymarzyć - mruknął, mocno przytulając rudowłosą.
- Nie ma sprawy - wzruszyła ramionami, opuszczając głowę, aby ukryć głębokie rumieńce.
Na szczęście uratowała dziewczynę matka wnosząc wielki tort, którego pieczenie zabrało nam dwa dni. Wszyscy bawili się wyśmienicie, aż nadeszła upragniona godzina. Zgodnie z umową dorośli przenieśli się na Grimmuald Place 12, a my zostaliśmy sami w Norze. Bliźniacy przynieśli skrzynkę Ognistej Whisky oraz piwa kremowego i zaczęliśmy zabawę. Tańczyliśmy do utraty tchu, chwilę odpoczywaliśmy popijając trunki i ponownie ruszaliśmy na parkiet. Po kilku piwach również i ja się rozluźniłam. Zauważyłam jednak, że nie wszyscy dobrze się bawili.
- Co się stało? - spytałam podchodząc do czarnowłosego chłopaka.
- Nic - mruknął.
- Przecież widzę.
- Cho.
- Nie mogła przyjechać - wytłumaczyłam.
- Wiem. Ale chciałbym, żeby tu była.
- Zobaczysz ją za miesiąc, nie przejmuj się. Lepiej się baw, w końcu taka noc zdarza się raz na rok. - uśmiechnęłam się szeroko.
Chłopak spojrzał na mnie z lekkim niedowierzaniem. Ja, przykładna uczennica, namawiałam  jego na zabawę? Coś tu wybitnie nie współgrało. Wciąż rozbawiona swoim odkryciem weszłam do kuchni, w której zastałam bliźniaków pijących bliżej nieokreślony napój.
- Co to? - spytałam zaciekawiona.
- Woda miętowa.
- Miętowa? - zdziwiłam się.
- Chcesz spróbować? - George wyciągnął w moim kierunku rękę że szklanką.
- Czemu nie - mruknęłam mocząc usta w zimnym płynie. Dziwna ciecz eksplodowała na moim podniebieniu przeróżnymi smakami, z których przeważał właśnie miętowy. Z jednej strony słodka, ale zarazem gorzka. Zaprawiona dziwnym niezbyt dobrze znanym mi posmakiem. - W tym jest mugolska wódka! - zorientowałam się po chwili.
- Naszej produkcji - pochwalił się Fred. - Smakuje ci?
- Jest cudowna - zawołałam opróżniając szklaneczkę.
- Ale bardzo mocna - zauważył George, gdy się lekko zachwiałam.
Z niechęcią przyznałam rację rudowłosemu. Chociaż napój był niesamowity, to jednak bardzo wpływał na stan umysłu. Już czułam lekkie zawroty głowy, jednak nie zwróciłam na nie uwagi.
- Chodźcie - szepnęłam jedynie, ciągnąc siedemnastolatków w stronę reszty towarzystwa.
Kiedy weszliśmy do pokoju, akurat rozpoczęła się kolejna piosenka. Ciche, kojące dźwięki rozbrzmiały w moich uszach nienaturalnie głośno. Wszystko wydawało mi się wyraźniejsze, jakby kontury przedmiotów wyostrzyły się.
- Hermiono, jeśli mnie puścisz, to chciałbym zatańczyć z Angeliną - zachichotał George, widząc rozbawiony wzrok swojej dziewczyny.
- Och, przepraszam - mruknęłam, natychmiastowo puszczając nadgarstek przyjaciela.
- Nic nie szkodzi - dodał, podchodząc do ukochanej.
Z roztargnieniem odgarnęłam sobie z twarzy włosy i dopiero po chwili zorientowałam się, że Fred się we mnie dziwnie wpatruje.
- Uczynisz mi ten zaszczyt? - szepnął, wyciągając do mnie zachęcająco dłoń.
Bez wahania ujęłam ją, przysuwając się bliżej. Chłopak objął mnie mocno w pasie i przyciągnął do siebie.
- Nie - zaprotestował, gdy chciałam się odsunąć.
Pozwoliłam, aby nasze ciała zgodnie do siebie przylegały. Trzymał mnie w swych ramionach niezwykle pewnie, a mnie to się podobało. Kołysaliśmy się powoli, w takt muzyki, cały czas patrząc sobie w oczy. W jego widziałam dziwny blask. Blask niedowierzania i czułości. Szybko jednak odpędziłam od siebie tą myśl. To było niedorzeczne. Nigdy nie spodziewałabym ujrzeć właśnie w jego spojrzeniu czułości, a zwłaszcza przeznaczonej dla mnie.
Nawet nie zauważyłam kiedy melodia ucichła. Chociaż wolałabym pozostać schowana w jego bezpiecznych ramionach, to wiedziałam, że nadszedł czas na wzięcie się w garść. Odsunęłam się od chłopaka niezwykle niechętnie.
- Dziękuję - wyszeptałam, spuszczając głowę w dół, usilnie starając się schować krwiste rumieńce, które zakwitły na moich policzkach.
- Słodko się czerwienisz - wymruczał mi do ucha.
Ponownie spojrzałam mu w oczy, niezrażona już czerwienią swej twarzy. Poczułam jak coś mnie do niego przyciąga, jak magnes. Powoli zbliżył twarz do mojej, aż dzieliły nas zaledwie milimetry. Widziałam, że się waha, niepewny, czy postępuje słusznie, ale jednocześnie nie potrafiąc oprzeć się temu dziwnemu oddziaływaniu. Wiedziałam, co zaraz nastąpi i właśnie to otrzeźwiło mój umysł. Szybko odsunęłam się od rudzielca, który nie stawiał żadnego oporu. Po moim policzku spłynęła samotna łza, którą otarłam jednym zdecydowanym ruchem.
- Przepraszam - szepnęłam jeszcze, zanim wybiegłam z pomieszczenia.

*
o ludziee..z każdym dniem wychodzą mi coraz dłuższe <3
wiem, że nie za wiele się działo, ale żeby coś się jednak zadziało, to trzeba najpierw wszystko przygotować^^
mam nadzieję, że mimo wszystko przypadł Wam jednak do gustu ;)
dodatkowo postanowiłam, że rozdziały będą się pojawiać co weekend, jeśli mi się uda, więc może będzie w miarę systematycznie ;>

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

najdroższa daffodil.
nienawidzę Cię. a jednocześnie Cię kocham. ubóstwiam Cię za ten słodki rozdział i nienawidzę, że przerwałaś w takim momencie i że nie dała się pocałować!! czy ona do reszty zgłupiała?!
ogólnie rozdział świetny, jeden z lepszych. podoba mi się ilość opisów, które u Ciebie się czyta lekko i przyjemnie, ciekawe dialogi, widać, że próbujesz oddawać prawdziwe charaktery postaci, a to duży plus. ponadto dziękuję Ci, że nie używasz zdrobnień typu: "Miona", "Herma" etc. nie wiem czemu strasznie mnie denerwują. no bo ona ma na imię Hermiona, nie?
podsumowując: pisz, kurcze piiiiiisz <3
paat ;*

Klaudia pisze...

Cześć ! :D
Rozdział bardzo fajny.. nudna impreza z dorosłymi, która później się rozkręciła. Omal nie doszło do pocałunku, ale dlaczego miała łzę w oczach? Heh i ta woda miętowa, Mionka jest lekko pijana ;D Urodzinki Harrego :) I podoba mi się, że zawsze na początku rozdziału masz jeszcze jakiś cytat :)
A i zapomniałam Cię poinformować, że u mnie jest nowy rozdział (21), ale chyba go widziałaś skoro poinformowałaś mnie o nowości :) Pozdrawiam i życzę weny !!

Anonimowy pisze...

O mój świecie *-* Rozdział jest niezwykły, cudowny i niepowtarzalny! Przerwanie w takim momencie, ehh... Nie rozumiem, dlaczego Hermiona nie dała się pocałować Fredowi, przecież on jest taki uroczy :D Mam nadzieję jednak, że szybko do czegoś między nimi dojdzie :)

Tak samo jak Pat, dziękuję Ci, że używasz pełnego imienia Hermiony, gdyż ja osobiście za tymi "słodkimi" zdrobnieniami nie przepadam.

Życzę dużo weny twórczej!
~Ania.

Rojette pisze...

Cuuudowny rozdział. Ach tak żal mi Hermiony. Ale jak zwykle postąpiła rozsądnie. Ich taniec był taki...ach aż braknie słów <3. Czekam na następne i przepraszam, że dopiero teraz nadrobiłam i przeczytałam wszystkie twoje rozdziały. Wcześniej nie mogłam na to znaleźć na to czasu, ostatnimi czasy mam strasznie dużo nauki ;/. Życzę weny i mam nadzieję, że następny pojawi się szybko.
PS. Nie wiem czy wciąż czytasz, ale pojawił się nowy rozdział na moim blogu. Serdecznie zapraszam.

Unknown pisze...

rozdział świetny! zdecydowanie przypadł mi do gustu :) ale dlaczego Hermiona uciekła? ;( no cóż na ten moment będę musiała jeszcze troszeczkę poczekać :) więc uzbrajam się w cierpliwość i wyczekuję weekendu :) pozdrawiam i życzę weny! :)

Clar pisze...

Ja tam lubię takie wolniejsze rozdział raz na jakiś czas.
Świetny rozdział. ♥♥♥
Szkoda, ze się nie pocałowali :(
Miałam nadzieję, ze się upije i będzie gadać jakieś bzdury czy coś :D
No więc świetny rozdział i czekam na następny.♥
Pozdrawiam.
~Clar <3

Anonimowy pisze...

o matko *.*
rozdział cudownyy <33
nie mam pojęcia jak to robisz, ale z każdym rozdziałem zwiększasz mój niedosyt ;p
podoba mi się, że nie upiłaś Hermiony. zachowywała się tak jak J.K.Rowling ją stworzyła, chociaż może trochę zbyt płochliwa. duży plus za ten niedoszły pocałunek z Freddiem *.*
nie jestem pewna dlaczego ona płakała, ale nie ważne ;p
taniec i wgl cała ta sytuacja były takie no..magiczne xD

- A to taka mądra jesteś? - mruknął podejrzliwie.
- A nie widać? - odpyskowałam.
- I jaka ostra! - wtrącił się Fred, aportując się u boku brata.
- Jak papryczka chilli - zachichotał George.

ten fragment strasznie mi się spodobał, sprzeczki bliźniaków i Hermiony są takie słooodkie *.*
czekam na weekend i nowy rozdział.
~Mijona

Anonimowy pisze...

Nie... ja sobie nie wyobrażam pijąc Hermiony hahahha ♥♥ Ale i tak cię kocham

Prześlij komentarz