poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział VII



"Łzy słabej kobiety najsilniejszego mężczyznę zwyciężyć potrafią." - Stanisław Brzozowski

*
Po wyjściu Hermiony i Rona zamknąłem się w swoim pokoju. Rzuciłem na drzwi proste zaklęcie, które mógł złamać każdy, ale przy pomocy różdżki. Ten fakt dał mi upragnioną prywatność, gdyż nikt oprócz mnie i George'a nie osiągnął w tym domu jeszcze pełnoletności. Na szczęście nadejściem brata nie przejmowałem się. I tak jedno spojrzenie w na dole wystarczyło mu, aby odkryć wszystko co myślałem. Znał mnie jak nikt, nawet lepiej niż ja sam, i dlatego mogłem na niego liczyć.
Siedziałem w ciszy od kilku godzin, kiedy ponownie przyszedł George. Wiedziałem, że znów chce mnie pocieszyć. Doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo ta noc namieszała mi w życiu. Tamten taniec i niedoszły pocałunek sprawiły, że pogubiłem się w uczuciach. Kochałem Katie, to wiedziałem na pewno. Tylko coraz bardziej martwiło mnie to, że może to być miłość jedynie braterska, że głównie przywiązanie i wspólne wspomnienia zapoczątkowały ideę naszego związku, że w gruncie rzeczy nigdy jej nie kochałem tak prawdziwie. Ale nie to było moim największym zmartwieniem. Niestety to, co czułem do Hermiony stanowiło dla mnie prawdziwą zagadką. Ostatnio to ona królowała w moim umyśle. Myślałem o niej prawie na każdym kroku, śniła mi się co noc, a jej nieobecność u mojego boku napawała mnie lękiem. Uzależniłem się. Jej widok, jej dotyk, jej uśmiech były dla mnie wszystkim. Ona była dla mnie wszystkim. Nie byłem jednak gotów, żeby to głośno przyznać.
- Nie wróciła - przerwał ciszę George.
- Pewnie gdzieś się migdali z Ronem - rzuciłem gorzko. Nie podobała mi się myśl, że właśnie teraz mój brat może ją całować, dotykać.
- Ronem? - zdziwił się.
- Przecież wyszli razem na dwór.
- Ron przyszedł po półgodzinie i od razu zamknął się w pokoju z Lavender Brown.
- To gdzie ona jest? - zaniepokoiłem się.
- Właśnie nikt nie wie.
- Trzeba iść jej poszukać!
- Po to ci to mówię - zaśmiał się złośliwie.
- Która godzina?
- Właśnie świta. Nie ma jej jakieś cztery godziny.
Nie dobrze. Hermiona nigdy nie znikała ot tak sobie. A zwłaszcza na cztery godziny! Nie podobało mi się to. W ostatnim czasie tyle przeżyła, że bałem się, co jeszcze może ją spotkać.
- Zawołaj resztę, idziemy jej szukać - zarządziłem.
- Już czekają - zaśmiał się i spojrzał na mnie z politowaniem, gdy zszokowany rozdziawiłem usta. - Zamknij paszczę, bo żadnym lwem nie jesteś- zachichotał.
Pokręciłem jedynie głową i zszedłem na dół, gdzie czekali już wszyscy.
- Nie ma Harry'ego - powiedziała Ginny, gdy tylko nas zobaczyła. - Wyszedł chwilę po nich i też nie wrócił - zmartwiła sie.
- Coraz mniej mi się to wszystko podoba - szepnął George.
- Myślicie, że coś im się stało? - spytała Luna.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziałem. - Musimy się rozdzielić, wtedy szybciej ich znajdziemy - dodałem po chwili.
- Ron weźmiesz Ginny i sprawdzicie rejony rzeki, tam na skraju przy drzewach, Neville, Luna i Lavender pola, a ja i Fred pójdziemy w głąb lasu - stwierdził po chwili zastanowienia George.
-Jeśli ich znajdziecie, albo będziecie mieli kłopoty, to wyrzućcie to w powietrze - wtrąciłem, podając przyjaciołom maleńkie pudełeczka.
- Uważajcie na siebie - mruknął Neville.
Nikt mu nie odpowiedział, tylko po kolei wszyscy opuścili dom. Spojrzałem na brata z wahaniem, po czym rzekłem:
- Ja biorę wschodnią część.
- Powodzenia - wyszczerzył zęby, po czym się deportował.
Westchnąłem i poszedłem w jego ślady. Z różdżką w gotowości przeczesywałem las z rosnącym przerażeniem. Z każdą minutą utwierdzałem się w przekonaniu, że dopadli ich śmierciożercy, że są tam gdzieś ich porzucone, martwe ciała. Nie mogłem znieść myśli, że ona może nie żyć. Przesadnie reagowałem na choćby najcichszy dźwięk, wypatrując wrogów pomiędzy drzewami. Kiedy w końcu dotarłem na skraj maleńkiej polanki moim oczom ukazał się upragniony, a zarazem straszliwy widok. Dwie, skulone postacie leżące w swoich objęciach. Ogarnął mnie gniew. Widok dziewczyny wtulonej w innego chłopaka sprawił mi niewyobrażalny ból.
- A więc to tak?! - krzyknąłem, nie panując nad sobą.
- Fred? - zdziwiła się, podnosząc do pozycji siedzącej. - Co ty tu robisz?
- Przepraszam, że wam przeszkodziłem we wspólnym...wspólnym spaniu, ale martwiliśmy się. Jak widać niepotrzebnie - mruknąłem z bólem w głosie. - Wy sobie po prostu woleliście spędzić czas tylko we dwoje.
- Fred - powtórzyła, chwiejnie stając na nogach. - O co ci chodzi? - spytała podchodząc do mnie.
- O to, że najpierw że mną tańczysz, całujesz mnie, a potem spędzasz noc z Potterem?! - wydarłem się.
- My się nie całowaliśmy - szepnęła. - I na Harry'ego wpadłam przypadkiem.
- Masz rację, ale prawie tak - warknąłem, wpatrując się w nią ze złością.
Widziałem, jak moje słowa sprawiają jej mękę, aż w końcu łamią jej silną wolę i łzy zaczynają płynąć.
- Nic mnie nie łączy z Harry'm - chlipnęła, patrząc na mnie błagalnie.
- To dlaczego...- zacząłem niepewnie.
- Voldemort znów wtargnął do jego umysłu - przerwała mi. - Ron mnie męczył - dodała, zapobiegając kolejnemu pytaniu.
Cała moja wściekłość jakby wyparowała. Podszedłem do niej bliżej i objąłem ją w pasie. Jej skóra była lodowata, ale nie przejąłem się. Wtuliłem twarz w jej włosy i zatraciłem się w chwili.
- Tak strasznie się martwiłem - wyszeptałem, ocierając kciukiem samotną łzę.
- Martwiłeś? - powtórzyła.
- Tak.
- O mnie?
- Tak.
- Czemu?
- Bo...ja...ja się martwiłem, że coś ci się stało - wydukałem.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, przemieszanym z czułością. Wyglądała tak słodko i niewinnie, że nie mogłem się powstrzymać i pogłaskałem ją po policzku. Uśmiechnęła się delikatnie i przytrzymała moją dłoń. Zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu, gdy tak stała obok, cała i zdrowa. Nie myśląc nad tym co robię, pochyliłem się nad nią. Czekałem na jej przyzwolenie, a kiedy skinęła lekko głową, złożyłem na jej wargach leciutki pocałunek. Musnąłem jej usta jak piórko, bojąc się, że się przestraszy. Kiedy jednak zarzuciła mi ręce na szyję, wiedziałem, że zależy jej tak samo jak mi. Pocałowałem ją namiętniej, błądząc rękoma po plecach. Czułem jak coś się we mnie zmienia. Odsunąłem się na moment, aby zaczerpnąć powietrza, a wtedy wszystko runęło. Jej twarz skąpana w porannym świetle była pełna poczucia winy.
- Przestań - przemówiła ochryple.
- Co się stało? - spytałem.
- Nie możemy.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Bo chodzisz z Katie.
- Ale ja nic do niej nie czuję.
- Ale to nie zmienia faktu, że ona cię kocha! - zezłościła się, cofając o krok.
Spojrzałem na nią z lekkim niedowierzaniem. Jej twarz wyrażała zdecydowanie i upór. Domyśliłem się, że nie zdołam jej nic wytłumaczyć. Postanowiła tak, a nie inaczej i nic z tym nie mogłem zrobić.
- Hermiono! - zdenerwowałem się, łapiąc dziewczynę za nadgarstki i sprawnym ruchem przyciągając do siebie.
- Puść mnie! - krzyknęła, spoglądając z przestrachem w oczach.
- Najpierw mnie posłuchaj - odpowiedziałem spokojnie, lekko rozluźniając ucisk.
- Nie.
- Daj mi minutę - szepnąłem błagalnie.
- Straciłam już rodziców, straciłam przyjaciela, nie chcę stracić i ciebie - powiedziała cichutko.
- Nie stracisz... - zacząłem.
- Stracę. Wcześniej czy później. Dlatego nie mogę się do ciebie przywiązać. Nie mogę spędzać z tobą czasu. Nie mogę się z tobą przyjaźnić. Nie mogę cię pokochać - warknęła, ponownie pozwalając sobie na płacz. - Może i jestem egoistką, ale nie chcę znów cierpieć - dodała, po czym uciekła między drzewa.
Znów zostałem sam. Czułem się jednak inaczej. Czułem, jakbym w sobie miał jedną wielką pustkę. Czułem jak moje serce oddala się ode mnie z każdą chwilą, dryfując u boku piętnastolatki, której słowa mnie tak zraniły.
- Nie przejmuj się. Ona cię kocha, tylko musi się z tym pogodzić - usłyszałem zza pleców głos Pottera.
- Skąd wiesz?
- Znam ją.
- Mam nadzieję, że masz rację - mruknąłem, wyciągając rękę w stronę Harry'ego. - Wracamy?
- A ona?
- George ją znalazł.
- Skąd wiesz? - powtórzył moje wcześniejsze pytanie.
- To mój bliźniak - uśmiechnąłem się, jednocześnie deportując.
Już po chwili znaleźliśmy się z powrotem w ogródku przed Norą. Moment po nas aportował się George z Hermioną. Gdy tylko mnie ujrzała, odwróciła się i szybko wmaszerowała do domu. Westchnąłem i ruszyłem za nią. Już miałem pójść na górę, kiedy usłyszałem krzyki. Zaciekawiony swe kroki skierowałem do kuchni, z której dochodziły tajemnicze odgłosy.
Wszedłem do pomieszczenia w idealnym momencie, aby zobaczyć szarpiące się nastolatki. Hermiona próbowała coś wytłumaczyć Ginny, lecz ta ją odepchnęła. Zbyt mocno. Nie spodziewająca się takiej siły szatynka potknęła się i jak długa runęła w tył, wprost na kant blatu.
- Hermiono! - krzyknęła przerażona Ginny.
- Zawołaj George'a - rozkazałem. - Musi powiadomić mamę. Ja ją zabiorę do Munga.
Pochyliłem się nad dziewczyną, aby sprawdzić puls. Całe szczęście straciła tylko przytomność. Zmartwiony całą sytuacją wziąłem ją na ręcę i dopiero po chwili zobaczyłem krew, sączącą się z tyłu głowy.
- Cholera - zakląłem. Nie wyglądało to najlepiej.

*
chciałam Was przeprosić, że tak narozrabiałam. mam już konkretny zarys najbliższych rozdziałów, ale że wszystkie mają miejsce w Hogwarcie, a do szkoły mieli jeszcze miesiąc, to trzeba było coś zaradzić ;p
z rozdziału jestem zadowolona, więc mam nadzieję, że Wam również przypadnie do gustu :)

+ dziękuję Wam za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak bardzo mnie motywują <3

6 komentarzy:

Rojette pisze...

Ojojoj biedna Hermiona. Mam nadzieję, że to nic poważnego. A Ginny to chyba z zazdrości ją tak odrzuciła. Nie kontrolowała tego. I jaki słodki pocałunek. Mam nadzieję, że szybko zrozumie, że kocha Freda. Ogólnie cudownie. Tylko dlaczego taki krótki!? Czytam, już się bardziej wciągnęłam i...koniec. Mam nadzieję, że następny szybko się pojawi i życzę weny ;***
Honeyed Girl.
PS. U mnie trzynasty rozdział. Zapraszam!

Clar pisze...

1. Świetny masz szablon *-*

Hmm, ciekawe ciekawe. Fred <3 Hermione. Hermiona <3 Freda, Fred jest z Kat. Ruda kłóci się z Mioną...
popycha ją na stół, jadą z nią do Munga...Ciekawe, ciekawe :D
Jestem mega ciekawa co będzie dalej :D
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału <3
Pozdrawiam, czekam na następny i życzę weny :D
~Clar <3

Klaudia pisze...

Nadrobiłam rozdział i powiem Ci, że mi też się podoba. Ron mnie tutaj strasznie wkurza, ale to zrozumiałe :) Fred, który chodzi z Katie no to niech z nią zerwie, wszystko wytłumaczy, a nie zdradza. Wymówka bo jej nie kocha to żadna wymówka. Pozdrawiam i życzę weny !

Lianna Pie pisze...

http://fremione-hiddenlove.blogspot.com/2013/03/rozdzia-v_29.html nowy rozdział :)

Lilee Kab pisze...

Nawet nie wiesz, jak wciągnęła mnie ta historia! To pierwsze opowiadanie Fremione, jakie czytam i coraz bardziej uświadamiam sobie, że to ma sens... Ron jest tutaj takim dupkiem, że aż szkoda słów - w kanonie pani Rowling przedstawiła go jako zabawnego, ale dobrego chłopaka, a nie chama i prostaka. Jednak troska Freda o Hermionę jest wzruszająca, Katie będzie załamana, kiedy on z nią zerwie - a może jej uczucie również się wypaliło? Także nie czuje wobec niego nic poza braterską miłością? Mam taką nadzieję, bo nie chciałabym, żeby cierpiała :)
Już prawie minął miesiąc od ostatniej publikacji, kiedy mogę się spodziewać kontynuacji? Styl masz naprawdę wciągający, nie mogę się doczekać dalszej części!
Pozdrawiam,
Lileen
[dramione-forever.blogspot.com]
[accountable-hg-ss.blogspot.com]

Rojette pisze...

Kiedy pojawi się następny rozdział? Nie mogę się doczekać ;**.

Prześlij komentarz